Czy można wyżyć ze sztuki

Artystów, którzy zajęli czołowe miejsca w Kompasie Młodej Sztuki 2014, zapytaliśmy, czy są w stanie utrzymać się ze sprzedaży swoich prac. Na naszym niedojrzałym rynku sztuki jest to bardzo trudne. Oto odpowiedzi.

Publikacja: 27.11.2014 10:48

Ewa Juszkiewicz:

Życie z samej sztuki nie jest proste. Myślę, że niewielu młodym artystom się to udaje. Na pewno jest to nieregularny zarobek. Bywają miesiące, w których sprzedaję po kilka prac i okresy, kiedy nic nie sprzedaję. Natomiast koszty związane z wynajęciem przestrzeni do pracy, zakupem materiałów czy sprzętu trzeba ponosić każdego miesiąca. Chciałabym też wspomnieć o istotnych problemach, które dotyczą wszystkich artystów, takich jak brak systemu ubezpieczeń zdrowotnych dla artystów, trudności z wynajęciem pracowni, czy nie zawsze wypłacane honoraria za udział w wystawach.

Bartosz Kokosiński:

Podczas studiów utrzymywałem się dzięki stypendiom. Potem przez rok próbowałem znaleźć swoje miejsce w Berlinie. Kiedy skończyły mi się pieniądze, na 1,5 roku zamieszkałem z rodzicami. W okresie tym przygotowałem wiele nowych prac. I znów otrzymałem stypendia, m.in. Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz wojewody śląskiego. Moje prace kupiło kilka instytucji państwowych. Postanowiłem więc przenieść się do Warszawy, co okazało się niełatwym wyzwaniem. Nie chcąc rezygnować z tego, co jest dla mnie w sztuce naprawdę ważne, zdecydowałem się na projekt, który początkowo traktowałem jako żart. Opracowałem kiedyś instrukcję dla amatorów: „Kilka łatwych kroków prowadzących do powstania obrazu”. Postępując zgodnie z jej regułami namalowałem, a raczej wyprodukowałem, wiele obrazów w modnym obecnie stylu, które świetnie sprzedawały się na aukcjach młodej sztuki. Zrezygnowałem z tego projektu widząc, że przez odbiorców traktowany jest serio. Choć moje prace pokazywane są w wielu prestiżowych miejscach, niełatwo jest mi znaleźć nabywców. Czasem mam wrażenie, że dochodzę do ściany.

Wojciech Bąkowski:

Jestem umiarkowanie zaspokojony pod względem materialnym. Od początku swojej kariery skupiam się wyłącznie na działalności, która daje mi przyjemność w sensie intelektualnym. Unikam takich form współpracy, które mogłyby polepszyć moją sytuację materialną, nie dając jednocześnie szans na rozwój duchowy. Nie formatuję swoich pomysłów tak, aby uczynić je łatwiejszymi w sprzedaży. Z tego powodu ograniczyłem grupę kolekcjonerów moich prac do takich, którzy interesują się sztuką pozbawioną walorów dekoracyjnych i nastręczającą trudności ekspozycyjne w miejscach prywatnych. Sporo moich prac trafia do państwowych instytucji, z czego bardzo się cieszę, bo z biegiem lat coraz mniej podnieca mnie elitarność. Obecnie wystarcza mi na skromne życie. Na szczęście nie mam filisterskich potrzeb, bo chcąc je zaspokoić, zbankrutowałbym w niedorzecznie drogiej Warszawie.

Basia Bańda:

Myślę, że mam sporo szczęścia, ponieważ już podczas studiów sprzedawałam prace podczas ważnych targów sztuki. Na pewno pomogła mi współpraca z krakowską galerią Zderzak. Obecnie współpracuję z kilkoma galeriami, ale też sama sprzedaję swoje prace. Przez pięć lat pracowałam w ramach umowy-zlecenia na Wydziale Plastycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ostatnio uczelnia zawarła ze mną stałą umowę. To pozwala mi zapomnieć o podstawowych troskach dnia codziennego. Cieszy mnie również to, że mam szansę realizować nietypowe projekty, takie jak choćby wielki czarny ptak w Parku Tysiąclecia w Zielonej Górze.

Julita Malinowska:

Początki mojej samodzielnej drogi nie były łatwe. Teraz radzę sobie znacznie lepiej, ale obawiam się, że obecne zainteresowanie młodą sztuką może mieć charakter przejściowy. W ramach swoistej polisy na przyszłość obroniłam doktorat, co stanowi warunek pracy na uczelni artystycznej. Nie współpracuję na zasadach wyłączności z żadną galerią, ponieważ jestem przekonana, że nikt nie zadba o sprzedaż moich prac tak dobrze jak ja sama. Ta strategia przynosi dobre efekty. Rośnie liczba kolekcjonerów zainteresowanych moimi obrazami. Sporo dowiedziałam się o rynku sztuki współpracując ze szwajcarską galerią Alexa Schlesingera z Zurychu. To właśnie on przekonał mnie, że pierwsza wystawa w danym miejscu jest najważniejsza. Jej celem jest nie tyle sprzedaż, co kontakt z lokalnymi kolekcjonerami i budowanie relacji.

Ewa Juszkiewicz:

Życie z samej sztuki nie jest proste. Myślę, że niewielu młodym artystom się to udaje. Na pewno jest to nieregularny zarobek. Bywają miesiące, w których sprzedaję po kilka prac i okresy, kiedy nic nie sprzedaję. Natomiast koszty związane z wynajęciem przestrzeni do pracy, zakupem materiałów czy sprzętu trzeba ponosić każdego miesiąca. Chciałabym też wspomnieć o istotnych problemach, które dotyczą wszystkich artystów, takich jak brak systemu ubezpieczeń zdrowotnych dla artystów, trudności z wynajęciem pracowni, czy nie zawsze wypłacane honoraria za udział w wystawach.

Pozostało 85% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Sztuka
Zdrożeją obrazy malarzy kolorystów
Sztuka
Tanio kupowali zaginione dzieła i odsprzedawali je za miliony
Sztuka
Tanie wybitne obrazy jako fundusz emerytalny. W co zainwestować
Sztuka
Nikifor na wystawie. Prace niespotykane na rynku
Materiał Promocyjny
Bolączki inwestorów – od kadr po zamówienia
Sztuka
Sztuka komiksu na inwestycję i do zbioru