Świat odkrywa polską sztukę powojenną

Artyści prześcigają się w wyszukiwaniu nieodkrytych jeszcze u nas nowinek – mówi Marta Kołakowska, właścicielka warszawskiej galerii Leto.

Publikacja: 25.11.2015 21:00

CV: Marta Kołakowska jest właścicielką warszawskiej galerii Leto, od 2014 r. współorganizuje Warsaw

CV: Marta Kołakowska jest właścicielką warszawskiej galerii Leto, od 2014 r. współorganizuje Warsaw Gallery Weekend

Foto: Rzeczpospolita, Radek Polak

Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że dobrą sztukę łatwo zepsuć zawiłym opisem, a złą można podnieść na wyższy poziom odpowiednim komentarzem?

Może inaczej. Złym opisem dobrej pracy może się ośmieszyć jedynie autor tego opisu. Znane są takie przypadki, gdzie same komentarze, poprzez swoją niezamierzoną karykaturalność, skupiają na sobie większą uwagę niż koncept wystawy czy prezentowane prace. Jest to nawet zabawne, ale tylko wtedy, gdy oderwiemy twórczość artystów od twórczości literackiej kuratora. Ważne jest, by taki opis był adekwatny do zamierzeń artysty i raczej uzupełniał, a nie wypełniał, czy zastępował samą pracę.

Wystawom zazwyczaj towarzyszą teksty kuratorskie, które są pomocne w ich zrozumieniu. Zbyt dosłowne tłumaczenie tego co widzimy, też nie spełnia swego zadania. Nie pozostawia miejsca na własną interpretację.

Dlaczego sztuka współczesna tak często wymaga opisu, dodatkowego wyjaśnienia? Czy nie powinna sama przez siebie przemawiać?

Sztuka przeszła daleką drogę ewolucji, podobnie jak sam człowiek. Rozwija się wraz z nim. Zawsze była środkiem wyrazu, ekspresji, czasami jedynym „językiem” do zakomunikowania rzeczy istotnych, niewerbalnych. Znakiem swoich czasów. Od figuracji do abstrakcji i dalej po wirtualny świat. Jest barometrem sytuacji politycznych, społecznych, ale potrafi się też od tego zdystansować.

Sztukę można odbierać powierzchownie, czysto wrażeniowo (tu żaden opis nie jest potrzebny), ale można chcieć wiedzieć więcej. I ta wiedza nie jest zamknięta w sekretnych księgach, trzymanych pod kluczem nieustępliwych strażników w świątyniach sztuki. Wymaga to jedynie wewnętrznej odwagi, by zapytać, dowiedzieć się, poczytać.

Chyba nigdy nie było tak bogatej jak teraz oferty wydarzeń edukacyjnych, towarzyszących wystawom w instytucjach publicznych. Chcesz porozmawiać z kuratorem na temat wystawy? Idziesz na zorganizowane przez niego oprowadzanie czy na dodatkowe panele poświęcone tematowi wystawy. Chcesz by twoje dziecko rozwijało wyobraźnię? Idziesz na warsztaty plastyczne. A jeśli mimo wszystko nie masz odwagi zabrać głosu, czy zadać pytania i ciągle widzisz barykadę między sobą a artworldem, możesz przemknąć incognito po galeriach w trakcie Warsaw Gallery Weekend.

W jakim kierunku zmierza sztuka najnowsza? Czy jest jeden modny styl?

Kreatorów nowych trendów łatwiej znaleźć w świecie mody niż sztuki. Można obserwować pewne zjawiska czy tendencje, ale nie da się tak po prostu tym sterować. W sztuce fantastyczne jest to, że jest kompletnie nieprzewidywalna. Wielu znakomitych artystów ma naśladowców, kontynuatorów pewnych myśli, idei. Zawsze za tym stoją jakieś nadrzędne wartości. Jeśli jest to tylko ślepe podążanie za tym co modne, raczej nie wróży to nic dobrego.

Oczywiście są widoczne fascynacje szybkimi karierami artystów na zachodzie. Internet wrze. Artyści prześcigają się w wyszukiwaniu nieodkrytych jeszcze u nas nowinek. To faktycznie można uznać za pewien trend. Jednak przeniesienie tego na nasz grunt wcale nie przychodzi tak łatwo, a na pewno nie daje podobnych rezultatów jak za granicą. Międzynarodowy świat sztuki to machina, która rządzi się swoimi prawami. Ściganie się z nią może doprowadzić do zadyszki.

Mamy spore opóźnienie wynikające z naszej historii, ale radzimy sobie całkiem dobrze. Sprzymierzeńcem jest czas i pokora. Nasza sztuka wyróżnia się na tle innych propozycji. Świat odkrywa polską sztukę powojenną, lata 80. i dalsze, po młodsze pokolenia. Trzeba konsekwentnie kontynuować to, co się wypracowało. Ciągle jest dużo do zrobienia.

Artyści, z którymi współpracujesz: Radek Szlaga ( lider KMS 2012), Konrad Smoleński, Honza Zamojski, Maurycy Gomulicki, Aleksandra Waliszewska, Angelika Markul, kiedyś Wojciech Bąkowski, to jedni z najlepszych twórców młodego pokolenia. Uprawiają sztukę dla wyrafinowanego odbiorcy. Działają na różnych polach, tworzą też muzykę, uprawiają sztukę książki, są autorami wielopoziomowych projektów. Mają swoje grono odbiorców. Czyli nie jest aż tak źle z edukacją i wrażliwością Polaków?

Ależ nie jest! Jest całkiem dobrze. Jest pewna grupa, może nie tak wielka w skali naszego ogromnego kraju, która żywo interesuje się tym, co się dzieje w sztuce najnowszej. A dzieje się dużo i to na wysokim poziomie.

Nasza scena rozwija się dynamicznie. Powstają nowe galerie, stare umacniają swoje pozycje, artyści rozwijają się mimo trudności dnia codziennego. Wypowiadam się jednak z punktu widzenia osoby zaangażowanej i będącej w środku wydarzeń, z galerią usytuowaną w centrum Warszawy. Mam dużo szczęścia, że galeria od samego początku działa w stolicy. Tu życie artystyczne tętni od lat. Jest symbioza między instytucjami, galeriami. Rynek antykwaryczny i aukcyjny ma się całkiem dobrze. Dzieje się. To kusi i przyciąga.

Od kilku lat można obserwować migracje środowisk artystycznych i zmagania z adaptacją. Cieszę się, że są miejsca, w których nie oglądają się na to, co się dzieje w Warszawie. Chcą budować własną scenę artystyczną. Kiedyś takim miejscem był Poznań, teraz niewątpliwie jest Szczecin.

Czy łatwo być w Polsce marszandem? Galeria Leto istnieje już osiem lat. Zaliczana jest do najlepszych polskich galerii sztuki współczesnej. Bierze udział w prestiżowych targach sztuki, organizuje pokazy w zagranicznych galeriach. Czy idzie za tym sukces finansowy?

Wydarzyło się wiele wspaniałych spotkań, wystaw, wyjazdów. Leto to artyści i ludzie, którzy nam towarzyszą. Mam stabilną grupę artystów, z którą pracuję od lat. Ich prace są w wielu kolekcjach instytucjonalnych i prywatnych. Biorą udział w międzynarodowych wystawach.

Nasze życie codzienne jest jednak dalekie od stabilizacji. Zarówno ich, jak i moje. W ciągu tego czasu trzykrotnie zmieniałam lokalizację. Najpierw mieściliśmy się w zrujnowanej oficynie na Hożej wynajętej poza konkursem ZGN. Potem było Soho Factory, gdzie dzieliliśmy z Piktogramem budynek specjalnie przygotowany na nasze potrzeby. Teraz zajmujemy kameralną przestrzeń na piętrze przy ulicy Lwowskiej, gdzie możemy funkcjonować dzięki wsparciu Budner Development.

O czym to świadczy? Że mimo naszych działań, sukcesów naszych artystów, rozpoznawalności na rynku międzynarodowym ciągle nie możemy poczuć się komfortowo i na tyle bezpiecznie, by mieć długofalowe plany na przyszłość. Wszystkie zmiany determinują nasz kalendarz wydarzeń, a co za tym idzie i wiarygodność. Galeria to nie sklep z obrazkami. Mamy na barkach mnóstwo obowiązków, których nie widać. Musimy z dużym wyprzedzeniem planować budżety, żeby się nie przeliczyć i przetrwać „sezony ogórkowe”.

Największym problemem moim i innych galerii jest brak docelowych lokalizacji. Ciągle musimy iść na kompromisy. Jesteśmy „do wynajęcia”. Nasz kapitał symboliczny jest ogromny. Wiedzą o tym deweloperzy i z tego korzystają. Proponują nam preferencyjne stawki najmu, dzięki którym możemy realizować projekty na dużą skalę w atrakcyjnych lokalizacjach, co byłoby niemożliwe przy czynszach komercyjnych. Ale są to sytuacje krótkoterminowe. Para idzie nie w nasz gwizdek. Cena ostatecznie jest wysoka. W dodatku okazuje się, że w sytuacjach kryzysowych współpraca z deweloperami to nasz jedyny ratunek – za to należą się im podziękowania – ale bardzo bym chciała, by było inaczej. Za swój sukces uważam to, że ciągle mnie stać na niezależność programową i że egzystujemy tak długo bez zewnętrznego kapitału.

Czy warto inwestować w sztukę młodych artystów?

Warto inwestować w sztukę z wielu względów, w szczególności w młodych artystów. Po pierwsze, to czysta przyjemność mieszkać ze sztuką, to nas wzbogaca wewnętrznie. Odzwierciedla naszą wrażliwość i definiuje nas na wielu poziomach. Dzięki temu mamy możliwość być mecenasami. Nie trzeba być milionerem, żeby uczestniczyć w kształtowaniu tego rynku. Sztuka młodych jest relatywnie tańsza niż artystów o ugruntowanej już pozycji. Artyści dorastają, rozwijają się, z czasem ceny ich prac rosną. Oczywiście nie jest to reguła i nie ma na to gotowego algorytmu, ale do tej pory obserwowałam raczej wzrost niż spadek cen.

Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że dobrą sztukę łatwo zepsuć zawiłym opisem, a złą można podnieść na wyższy poziom odpowiednim komentarzem?

Może inaczej. Złym opisem dobrej pracy może się ośmieszyć jedynie autor tego opisu. Znane są takie przypadki, gdzie same komentarze, poprzez swoją niezamierzoną karykaturalność, skupiają na sobie większą uwagę niż koncept wystawy czy prezentowane prace. Jest to nawet zabawne, ale tylko wtedy, gdy oderwiemy twórczość artystów od twórczości literackiej kuratora. Ważne jest, by taki opis był adekwatny do zamierzeń artysty i raczej uzupełniał, a nie wypełniał, czy zastępował samą pracę.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sztuka
Zdrożeją obrazy malarzy kolorystów
Sztuka
Tanio kupowali zaginione dzieła i odsprzedawali je za miliony
Sztuka
Tanie wybitne obrazy jako fundusz emerytalny. W co zainwestować
Sztuka
Nikifor na wystawie. Prace niespotykane na rynku
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Sztuka
Sztuka komiksu na inwestycję i do zbioru