Zdeformowane prace Bartosza Kokosińskiego, wygięte, czasem częściowo wywinięte lub zwinięte i wypełnione różnymi rzeczami, trudno nazwać obrazami w tradycyjnym znaczeniu tego słowa.
– Niektórzy mówią, że to rzeźby. Dla mnie są to obrazy, bo wywodzą się z tradycji malarskiej. W swoich cyklach nawiązuję do klasycznych motywów, takich jak pejzaż, martwa natura, malarstwo religijne itp. – mówi artysta.
W malarstwie intrygują go inne aspekty niż ilustracyjność. Tematem przewodnim jest sam obraz i to, co jest skrywane przed oczami widza.
Artysta ciągle eksperymentuje, bawi się formą, bada, jakie są granice malarstwa, poszukuje odpowiedzi na pytanie, czy warto dzisiaj zajmować się malarstwem. W tych działaniach, jak przyznaje, ukryte są spory, oczekiwania, napięcia, rozczarowania współczesnego malarza. W pracach odnajdziemy dużo cielesności, seksualności, barokowości i rezygnacji.
Tematem cyklu „Choroby malarstwa” były koszmary dręczące każdego artystę. Bartosz Kokosiński wykorzystał błędy technologiczne, źle zagruntowane, zbyt mocno naciągnięte podłoże, złuszczającą się farbę itp.