Obroty na aukcjach bibliofilskich w minionym półroczu były najniższe od 2012 r. – podaje Paweł Podniesiński, ekspert rynku bibliofilskiego. Przyczyną jest coraz niższa podaż cennych obiektów. Potwierdzają to antykwariusze. Rynek może uratować wprowadzenie nowego asortymentu, który zainteresuje kolekcjonerów.
W tym półroczu obroty na dziewięciu aukcjach bibliofilskich wyniosły 3,9 mln zł. Takie obroty nierzadko są notowane na jednej (!) aukcji malarstwa. Aukcje numizmatyczne też wypadają znacznie lepiej; rekord w antykwariacie Michała Niemczyka (październik 2012 r.) to ponad 12 mln zł.
W porównaniu z innymi dziedzinami kolekcjonerstwa rynek bibliofilski jest niewielki. Ma jednak ogromne znaczenie dla kultury narodowej. Książki i dokumenty to przedmioty o wielkiej wartości symbolicznej, w tym historycznej i patriotycznej. Najwyższe obroty na aukcjach bibliofilskich notuje warszawski antykwariat Lamus.
Rynek bibliofilski jest bardzo płytki. Wyniki minionego półrocza byłyby lepsze niż po czerwcu 2015 r., gdyby na aukcjach sprzedano dwa czy trzy obiekty o muzealnej wartości. Mógłby to być np. list Adama Mickiewicza i „Biblia Radziwiłłowska”. Niestety, nikt nie wystawił na aukcjach takich białych kruków.
Paweł Podniesiński policzył, że w minionym półroczu licytowano w sumie 8233 obiekty, czyli o 260 więcej niż rok temu. Jednak w pierwszym półroczu 2015 suma cen sprzedaży była o 161 tys. zł wyższa niż teraz. W tym roku zabrakło dobrych obiektów.