Po lutym chyba już wszyscy zdali sobie sprawę, że wkroczyliśmy w okres znacząco podwyższonej zmienności, choć jak na razie w wynikach funduszy nie widać większych problemów. Prawdopodobnie to tylko kwestia czasu, ale kłopoty mogą dotyczyć tylko części produktów.
Obligacje znów w cenie
Jak trwoga, to do Boga, co na język inwestora można przetłumaczyć – do obligacji. Początek marca wskazuje, że najtrudniejszy okres dla inwestorów może być blisko. Luty, podobnie jak i styczeń, przyniósł spadek rentowności polskich obligacji skarbowych, tym razem w nieco większej skali. Oprocentowanie przykładowo papierów dziesięcioletnich sięga na początku marca 5,78 proc. i jest około 8 pkt baz. poniżej zamknięcia 2024 r. To oczywiście niewiele, ale wystarczająco, by inwestorzy zyskali dodatkową premię z umocnienia cen papierów skarbowych, czego nie doświadczyli po całym ubiegłym roku. Polski rynek obligacji i tak dość ospale reaguje na to, co dzieje się za oceanem. W Stanach Zjednoczonych oprocentowanie papierów dziesięcioletnich spadło w tym roku już o około 0,45 pkt proc., zrównując się z grudniowym dołkiem. Z perspektywy krajowych inwestorów – interesujących się amerykańskimi obligacjami – do pełni szczęścia brakuje jeszcze umocnienia dolara – złoty pozostaje w tym roku wyraźnie silniejszy od USD.
Czytaj więcej
Rentowności obligacji, szczególnie długoterminowych, są dość wysoko. Punkt startowy dla inwestycji jest dobry – uważa Jarosław Karpiński z Pekao TFI.
Inwestorzy lgną do obligacji w coraz większej obawie o zachowanie akcji, choć jak na razie dotyczy to głównie amerykańskiego rynku. – W ostatnim czasie mamy do czynienia z bardzo dużą zmiennością na rynkach, powodowaną przede wszystkim czynnikami geopolitycznymi – wskazuje Sebastian Liński, dyrektor ds. akcji zagranicznych w Uniqa TFI. – Spadki dotknęły także do niedawna nietykalne spółki z grupy Magnificent 7, przez co cały rynek zachowywał się słabo – mówi.