Z danych portalu Artinfo.pl wynika, że od 2000 r. na aukcjach pojawiły się 1094 dzieła Jacka Malczewskiego (łącznie z pracami na papierze). W tym samym czasie pod młotek trafiło 768 kompozycji Edwarda Dwurnika. Prześcignął on Wojciecha Kossaka (735 prac) i zbliżył się do Jerzego Kossaka (961). Zdaniem niektórych kolekcjonerów, Dwurnik zastąpi wszechobecnych na rynku Kossaków, a może nawet Malczewskiego.
W 2016 r. ukazał się bestseller Małgorzaty Czyńskiej „Moje królestwo”. To wywiad rzeka z Dwurnikiem. Z lektury wynika, że artysta usprawnił swoją twórczą działalność. Na stronie 12 czytamy, że ma pomocników, którzy wykonują dla niego tzw. podmalówki.
Dwurnik dostaje – nazwijmy to tak – surowy obraz namalowany w duchu jego malarstwa. Osobiście nadaje mu piętno swojego talentu i własnoręcznie sygnuje gotowy wyrób. To przyspiesza produkcję obrazów. Z historii sztuki wiadomo, że tak samo pracowali najwięksi artyści, choćby wspomniany Wojciech Kossak czy np. Paul Rubens.
Polskie dzieła z importu
Jesienią ubiegłego roku sygnalizowałem w „Moich Pieniądzach”, że krajowi antykwariusze zaczęli skupować na świecie wczesne dzieła Dwurnika, z lat 60. i 70. Pojawiły się one na krajowych aukcjach. W ofertach sprzedaży podkreślano, że dany obraz pochodzi np. z Nowego Jorku, a inny z Niemiec.
Z rozmów z antykwariuszami wynika, że wobec malejącej podaży chcą oni wykreować dzieła Dwurnika jako nowy aukcyjny towar. Na tej samej zasadzie około dziesięciu lat temu niektórzy handlarze sztuką intensywnie skupywali na świecie dzieła Władysława Hasiora. Kiedy zrobili zapasy, prace tego artysty stały się przebojem na krajowych aukcjach.