Materiał przygotowany we współpracy z Grupą Goldenmark SA
Polski rynek złota inwestycyjnego szacowany jest nawet na 8 – 9 ton rocznie. I choć rośnie o 1 – 2 tony w ciągu roku, wciąż daleko nam do Niemiec (120 ton), należących do europejskiej czołówki. W Polsce boom na złoto zaczął się w latach 2009 – 2010, kiedy to jego ceny zostały wywindowane przez kryzys z 2008 r. W PRL od lat 50. obowiązywała ustawa o zakazie posiadania złota z wyjątkiem biżuterii i o przymusie odsprzedania go NBP. To jednak nie zniechęciło Polaków. W sekrecie przechowywano stare rosyjskie rublówki (tzw. świnki). W owym czasie w Niemczech takich restrykcji wobec złota nie było.
Teraz w Polsce złoto najłatwiej jest kupić przez internet. W okresie boomu jak grzyby po deszczu wyrastały w sieci kolejne sklepy oferujące kruszec. Szybko jednak rynek zaczął krzepnąć. Drobne firmy zrezygnowały z działalności, a poważni dilerzy inwestowali w punkty stacjonarne; tu pionierem była Mennica Wrocławska (dziś Grupa Goldenmark), która w ciągu kilku lat otworzyła oddziały w większości polskich dużych miast.
Liczy się zaufanie
Duzi dostawcy szybko zauważyli, że dla klientów kluczowe jest bezpieczeństwo i zaufanie. To motywowało do otwierania kolejnych oddziałów stacjonarnych, do których klient mógł przyjść i zobaczyć, że firma nie jest wirtualnym tworem, zatrudnia ludzi, wynajmuje nieruchomości i – co najważniejsze – posiada towar. Jeszcze kilka lat temu nie u każdego dilera można było dostać od ręki dowolną sztabkę czy monetę.
W Europie zachodniej złoto można było kupić w kantorach, placówkach banków czy bezpośrednio w sklepach należących do mennic lub ich dystrybutorów. Krążyły też opowieści o ciemnych uliczkach z małymi, sekretnymi kantorkami, gdzie dyskretnie można kupić trochę „towaru” (nikt nie lubi epatować tym, że kupuje złoto).