Sztabka o wadze jednego kilograma ma wymiary zbliżone do telefonu komórkowego. Monetę uncjową bez problemu schowamy w kieszeni czy portfelu. W większości przypadków możemy ze złotem podróżować bez żadnych problemów, zwłaszcza, gdy są to monety lokacyjne. Przykładowo Wiedeńscy Filharmonicy w świetle prawa to po prostu moneta o nominale 100 euro.
Złoto inwestycyjne (czyli sztabki i monety bulionowe o próbie minimum .900, wybite po 1800 r.) jest zwolnione z VAT oraz z podatku od zysków kapitałowych, o ile nie sprzedamy go z zyskiem przed upływem sześciu miesięcy od zakupu.
Jednak najważniejszą cechą złota jest to, że stanowi przeciwwagę dla rynków finansowych. Gdy pojawiają się zagrożenia natury ekonomicznej, geopolitycznej czy inne, indeksy giełdowe i dolar mogą tracić. Wtedy wystarczy iskra, by kapitał inwestorów odpłynął z giełdy i ruszył w stronę tzw. bezpiecznych przystani, do których należy m.in. złoto. Zwiększony popyt powoduje automatyczny wzrost cen, a to jeszcze bardziej nakręca popyt.
Dopóki rynki się nie uspokoją, złoto zwyżkuje, co może być okazją do wyjścia z inwestycji. Jest to jednak dość płytkie i krótkowzroczne podejście. Korzystając z faktu, że złoto zachowuje się właśnie w taki sposób, warto iść za przykładem Niemców i stworzyć sobie długoterminowy fundusz m.in. na emeryturę.
Złoto w wersji papierowej
W złoto można inwestować także np. poprzez fundusze ETF (exchange-traded funds), jednak w Polsce ta forma nie jest jeszcze zbyt spopularyzowana (na GPW są notowane trzy fundusze ETF, ale żaden z nich nie jest powiązany ze złotem). Fundusze ETF oparte o złoto są jednak nieco inną klasą aktywów. Bliżej im do rynków finansowych niż inwestycji alternatywnych.
Na rynkach funkcjonują także certyfikaty na złoto. Kupując taki certyfikat, otrzymujemy dokument uprawniający do odbioru określonej ilości złota. Poza tym w złoto można inwestować, kupując akcje spółek wydobywczych.