W ubiegłym roku dotychczasowy lider inwestycji alternatywnych – czyli klasyczne auta – został zdetronizowany przez whisky. Był to również pomyślny rok dla znaczków, monet oraz wina, które po kilku latach spadków zaczęło odrabiać straty. Tendencja ta może być kontynuowana w tym roku.
Auta bez napędu
Spowolnienie na rynku aut było dla wielu kolekcjonerów zaskoczeniem. Wszystkie indeksy HAGI, utworzone przez Historic Automobile Group International, wprawdzie nadal zyskiwały na wartości, ale wolniej niż w poprzednich latach. Najniższy wzrost – 3,3 proc. – zanotował wskaźnik Ferrari. To najmniej od siedmiu lat i niemal trzy razy mniej od indeksu Porsche – marki, której dobra passa wciąż trwa. Model Porsche 335 Sport był najdrożej sprzedanym samochodem w 2016 r. Na aukcji w Paryżu zapłacono za niego ponad 35,7 mln dolarów.
Spowolnienie na rynku aut klasycznych nie wpłynęło jednak na zmianę prognoz. Dietrich Hatlapa, założyciel HAGI, uważa, że przyczyną wyhamowania nie jest spadek popytu tylko wzrost podaży. Jest też pewien, że wyścigowe Ferrari osiągną najwyższy wzrost cen.
Inwestorzy będą jednak w coraz większym stopniu stawiali na auta w idealnym stanie, o niskim przebiegu, z pełną, udokumentowaną historią. Najlepszą inwestycją są więc samochody produkowane w limitowanych seriach do tysiąca sztuk (są i takie, których było nie więcej niż 500). Doceniana jest również produkcja. Wiele elementów wykonywano kiedyś ręcznie z niedostępnych już dzisiaj materiałów. Najcenniejsze są więc te auta, które mają oryginalne części; a jest ich coraz mniej.
Polski rynek jest bardzo niszowy, ale zainteresowanie zabytkowymi samochodami rośnie, podobnie jak ceny. Dwa lata temu Mercedesa SL z lat 80. można było kupić za 40 – 50 tys. zł, teraz potrzebne jest 100 tys. zł. Inne marki również nie tanieją, niektóre zdrożały dwukrotnie.