Rosnące wynagrodzenia i dochody rozporządzalne powodują, że więcej pieniędzy odkładamy i inwestujemy. Ale niskie stopy procentowe nie zachęcają do zakładania lokat bankowych, które średnio dają teraz 1,6 proc. w skali roku, czyli po uwzględnieniu inflacji (2 proc.) i od zysków kapitałowych (0,19 proc.) przynoszą realne straty. Szukamy więc alternatyw – giełda wciąż dla wielu bywa zbyt ryzykowna, ale coraz większą popularnością cieszą się obligacje firm oferujące rocznie 10 proc. a nawet więcej.
Problem jednak w tym, że tego typu papiery w żaden nie są tak bezpieczne jak przypominające je na pozór obligacje skabrowe. Mimo dobrej koniunktury zdarzają się upadłości firm, w III kwartale ich liczba była najwyższa od pięciu lat. Przez ostatnich 12 miesięcy (stan na koniec września) notowane na Catalyst firmy nie wykupiły obligacji za 144 mln zł, co stanowiło 1,9 proc. wygasającego w tym czasie zadłużenia – wynika z danych portalu Obligacje. pl. Szczególnie niepokojący jest bardzo wysoki odsetek niespłacanych obligacji o wartości emisji do 10 mln zł, sprzedawanych w ofertach publicznych (do 2,5 mln euro firmy nie muszą sporządzać zatwierdzanego przez Komisję Nadzoru Finansowego prospektu, wystarczy memorandum informacyjne, które nie jest zatwierdzane przez nadzorcę). Przez rok firmy nie wykupiły papierów w tym segmencie za 44 mln zł, co oznacza, że do inwestorów nie wróciła co piąta złotówka (21 proc.). Na dużą liczbę niewypłacalności firm emitujących obligacje do drobnych inwestorów zwracał uwagę rzecznik finansowy.
KNF sugeruje, że główny problem dotyczy braku analizy informacji z dokumentów informacyjnych przez inwestorów, dla których głównym kryterium nabycia jest wysokość oprocentowania (tym wyższe, im wyższe ryzyko). – Dokumenty informacyjne powinny być zawsze wnikliwie analizowane przez inwestorów – podkreśla urząd.
Obligacje korporacyjne są dochodowe i przydatne przy dywersyfikacji portfela (są nisko skorelowane z rynkiem akcji), ale w przypadku tych instrumentów ryzykujemy całym zainwestowanym kapitałem, a zysk jest ograniczony do ustalonego z góry kuponu. Pojawiają się więc opinie, że obligacje te mogą być bardziej ryzykowne niż akcje. – Ocena wypłacalności emitenta jest trudniejsza niż w przypadku akcji, rynek obligacji jest też słabiej analizowany przez analityków – nie ma tylu rekomendacji, analiz co na rynku akcji. Dodatkową trudnością jest niewielka płynność Catalyst i jeżeli nie trafimy z inwestycją, będzie nam bardzo ciężko wyjść z zajętej pozycji – mówi Tomasz Wyłuda, doradca inwestycyjny w ING.