Mając w portfelu akcje np. kilku spółek (a nie jednej), zwiększamy bezpieczeństwo swojej inwestycji. W uproszczeniu można powiedzieć, że wzrost kursu jednej spółki pozwala ograniczyć straty spowodowane spadkiem kursu innej firmy.
Takie rozłożenie ryzyka na kilka czy więcej spółek nazywane jest dywersyfikacją portfela. Poziom dywersyfikacji powinien być uzależniony od kilku czynników. Są to np.: wielkość posiadanych środków, preferowana długość inwestycji, cel inwestycyjny (określany często jako wymagana stopa zwrotu). Nie bez znaczenia jest także stopień akceptacji ryzyka przez inwestora.
Bez przesady
Okazuje się jednak, że od pewnego momentu zwiększanie liczby spółek w portfelu wcale nie prowadzi do spadku ryzyka. Maleje ono najbardziej wtedy, gdy w portfelu znajduje się od 20 do 25 spółek. Natomiast dalsze zwiększanie ich liczby nie ma już większego znaczenia. Co więcej, przynosi niekorzystne efekty.
Zbyt dużo firm w portfelu negatywnie odbija się na kosztach zarządzania nim. Dochodzi do sytuacji, gdy koszty są wyższe od korzyści wynikających ze spadku ryzyka. Co więcej, za duża liczba pozycji w portfelu spowoduje, że mocno spadną możliwości osiągania zysków.
Większa zmienność wyników
– Liczba spółek w portfelu inwestora może mieć wpływ zarówno na potencjalną stopę zwrotu, jak i na ryzyko inwestycyjne – wyjaśnia Jarosław Niedzielewski, dyrektor inwestycyjny w Investors TFI. – W przypadku większej koncentracji akcji poszczególnych spółek (mniejsza liczba spółek, większy udział każdej z nich w portfelu), wystarczy silny wzrost kursu akcji jednej lub dwóch firm, żeby znacząco podnieść wartość portfela (bardziej, niż wynikałoby to z sytuacji rynkowej). Jednak z drugiej strony, taka strategia zwiększa zmienność wyników portfela i powoduje, że jedna nietrafiona inwestycja może zniwelować znaczną część zysków osiągniętych z innych składników.