Niskie stopy procentowe powodują, że odsetki od papierów dłużnych nie są zbyt atrakcyjne, ale papiery te wciąż mają licznych zwolenników. Polacy chętnie kupują obligacje detaliczne, czyli przeznaczone wyłącznie dla inwestorów indywidualnych. W sierpniu wydali na ich zakup 262,2 mln zł, najwięcej od ponad dwóch lat, a we wrześniu – 254,4 mln zł.
Dla drobnych ciułaczy stale dostępne są cztery rodzaje papierów (kupuje się je w PKO BP, przez internet lub telefon). Są to papiery dwuletnie o stałej stopie procentowej (DOS), w przypadku emisji z listopada tego roku wynoszącej 2,1 proc. w skali roku; trzyletnie o zmiennym oprocentowaniu (TOZ) – listopadowa emisja zapewnia 2,2 proc. w skali roku w pierwszym półrocznym okresie; czteroletnie (COI) ze stawką 2,3 proc. oraz dziesięcioletnie (EDO) – 2,5 proc.; w przypadku tych dwóch ostatnich rodzajów obligacji zmienne oprocentowanie dotyczy emisji z listopada 2015 r. i będzie obowiązywać przez pierwszy rok.
Sporadycznie bywają dodatkowe emisje. Na przykład w listopadzie można kupić obligacje 11-miesięczne (KOS1016) o oprocentowaniu zmieniającym się w kolejnych miesiącach. Ich rentowność wynosi 2 proc. pod warunkiem utrzymania obligacji do terminu wykupu.
Różne terminy
Na tym jednak świat skarbowych obligacji się nie kończy. Ministerstwo Finansów na organizowanych cyklicznie przetargach, niedostępnych dla drobnych ciułaczy, sprzedaje instytucjom finansowym kilka rodzajów papierów dłużnych. Są one notowane na giełdzie (rynek Catalyst). Tam może je kupować i sprzedawać każdy, kto ma rachunek maklerski.
Na giełdzie handluje się papierami wyemitowanymi w różnych okresach (kilka lat temu ich oprocentowanie było znacznie wyższe). Kupując je, można zarabiać nie tylko na odsetkach, ale także na zmianach kursów. Indywidualny inwestor zyskuje więc dostęp do obligacji o bardzo zróżnicowanych terminach do wykupu, od kilku miesięcy do 30 lat.