Rozważne kupowanie akcji spółek o solidnych fundamentach i od lat wypłacających dywidendy może być strategią, która przyniesie znacznie lepsze efekty niż ciułanie oszczędności na nisko oprocentowanych lokatach lub rolowaniu obligacji skarbowych. Trzeba to jednak robić rozważnie. Portfel dywidendowy może się okazać zyskowny, ale tylko w długim terminie.
Kupno akcji pod dywidendę i następnie pozbycie się ich nie przynosi efektów. Kurs przed ustaleniem dnia dywidendy na ogół rośnie, po nim jest korygowany. Trudno więc liczyć na spektakularne zyski. Znacznie lepsze efekty przynosi kupowanie akcji spółek, które od lat systematycznie dzielą się zyskami ze swoimi akcjonariuszami, a pieniądze otrzymane od spółki reinwestuje się. W ten sposób przez lata można budować portfel, który w przyszłości już bez żadnego wysiłku będzie zasilał domowy budżet.
Na GPW jest już notowanych prawie 200 spółek, które dzielą się swoimi zyskami. Kilkadziesiąt z nich robi to od co najmniej pięciu, siedmiu lub nawet dziesięciu lat. Wprawdzie w ubiegłym roku było ich mniej niż w roku 2017, ale same wypłaty były wyższe.
Czytaj także: Spółki odporne na giełdową dekoniunkturę
Wiele z nich miało też wyższe przychody i zyski, co daje podstawy do przypuszczeń, że politykę będę kontynuowały i w tym roku, i w kolejnych latach, choć ryzyko spadku zysku zawsze istnieje. O portfel dywidendowy trzeba więc dbać i na bieżąco śledzić wyniki wypracowywane przez znajdujące się w nim spółki. Trzeba też być cierpliwym i nie wpadać w panikę, kiedy koniunktura nie służy. Spadki na giełdzie zawsze można wykorzystać do dokupienia akcji po niższej cenie.
W inwestowaniu dywidendowym ważna jest też systematyczność ze względu na wahania cen akcji. Tylko wtedy, nawet jak się kupi drogo w trakcie panującej hossy, średnią cenę papierów obniży się dzięki dokupowaniu ich po niższych cenach w trakcie bessy. Pogarszająca się koniunktura może więc sprzyjać okazyjnym zakupom. Zyska się wtedy nie tylko na dywidendzie, ale również na wzroście kursu.