Mielnicka: Moja kolekcja mówi o mnie

Moja kolekcja mówi o mnie – to lustro. To książka o kolekcjonerze – mówi Magdalena Mielnicka, właścicielka wrocławskiej mia Art Gallery, inicjatorka projektu „Małe Wielkie Kolekcje”.

Publikacja: 09.05.2018 19:28

Mielnicka: Moja kolekcja mówi o mnie

Foto: fot. Magdalena Trebert

Rz: Czy jest jedna obowiązująca definicja – kolekcji sztuki? Jak rozróżnić małą od dużej? Czy pod uwagę brana jest przede wszystkim ilość obiektów?

Magdalena Mielnicka: Projekt „Małe Wielkie Kolekcje” odnosi się nie do ilości dzieł w kolekcji, ale raczej do znaczenia poszczególnych jej elementów, jak i do samego właściciela, jego osobistej drogi i motywów założenia kolekcji sztuki. Na pewno należy rozumieć kolekcję sztuki jako spójną unikatową grupę, jednak już kilka wyjątkowych dzieł może razem tworzyć niezwykłą historię, stanowić kolekcję w pełnym znaczeniu tego słowa. Projekt „Małe Wielkie Kolekcje” rozpoczęliśmy od prezentacji zbiorów ludzi zajmujących się sztuką zawodowo, ekspertów, aby w kolejnych etapach móc obserwować dorobek prywatnych kolekcjonerów, m.in. kolekcję malarstwa holenderskiego XVIII i XIX w. Wojciecha Najwera, zaskakującą kolekcję majolik Wojciecha Kowalskiego czy właśnie odkrywaną zachwycającą w narracji i naznaczoną osobowością właściciela kolekcję sztuki XX w. (od Wojtkiewicza do Wróblewskiego) Jerzego Stelmacha – to pierwsze z listy nazwisk ludzi, którzy swoją pasją i konsekwencją wprawiają w zdumienie.

Pokazywana już Kolekcja Hermansdorferów czy przygotowywana na majową wystawę Kolekcja Bożeny Kowalskiej to historie tych, którzy znajdując nową myśl, ideę w dziele, docierają do artysty, aby go profesjonalnie wesprzeć w jego poszukiwaniach, a artyści z uznaniem przekazują najlepsze elementy kolejnych etapów twórczości w postaci, opatrzonych zwykle komentarzem czy dedykacją, dzieł, zapisków, szkiców, pamiątek. Zwykle rodzą się wtedy bliskie relacje, przyjaźnie wieloletnie, swoista wymiana umiejętności. Dla artysty, który „wierzy i wątpi”, pokazuje nam swoje emocje i nie wie do końca, dlaczego i dla kogo to robi, znalezienie kontekstu czy potwierdzenie słuszności jego drogi przez eksperta jest ukojeniem. W pewnym sensie twórca jest najprawdziwszym kolekcjonerem prototypem – bo wszystko, co tworzy, jest oparte wyłącznie na autorskiej interpretacji tego, co jeszcze powszechnie nieuświadomione. Artyści posługują się sztuką, dziełem, jako językiem komunikacji ze światem. Historycy sztuki ten język tłumaczą, a kolekcjonerzy zbierają w formę osobistej na wskroś biblioteki.

Jak narodził się pomysł prezentowania prywatnych kolekcji w komercyjnej galerii? Czy te prace są na sprzedaż?

Kolekcjoner jest zainteresowany światem i jednocześnie lubi siebie, lubi ze sobą rozmawiać. Znajduję niesamowitą przyjemność – i w zasadzie jest to jeden z najciekawszych efektów posiadania galerii sztuki – w poznawaniu i przebywaniu z ludźmi, którzy odkryli sztukę jako sposób na przyglądanie się sobie. To potwierdzenie sensu sztuki. Prezentacja więc prywatnej kolekcji w galerii jest widocznym, zachęcającym śladem dla innych, a dla samego kolekcjonera etapem podsumowania, nagrodą, zebraniem całości w katalog, z krytyczną opinią ekspertów, doświadczeniem bycia gościem i bohaterem jednocześnie. Opiekunem merytorycznym projektu jest profesor historii sztuki Waldemar Okoń, którego ogromna wiedza i doświadczenie jest wsparciem i potwierdzeniem wagi pomysłu, usankcjonowaniem wydarzenia w profesjonalnym otoczeniu galerii, z fachowym komentarzem. Jeśli chodzi o sprzedaż, to z tym jest najtrudniej. Kolekcjoner często traktuje kolekcję jak rodzinę i nie chce rozstawać się z dziełami. Jest jednak niezaspokojona ciekawość tworzenia nowych konfiguracji i wymiany, więc i pojawia się możliwość sprzedaży.

Jak powstawały te kolekcje? Czy na początku swojej przygody ze sztuką ich właściciele od razu wiedzieli, na czym się skupią?

Moja kolekcja mówi o mnie – to lustro. To książka o kolekcjonerze. Nawet jeśli na początku nie było takiego zamiaru, nawet jeśli nie ma go teraz, to dzieło sztuki jest tak niepowtarzalne w swojej formie i treści, że wybór taki, a nie inny, mówi o kolekcjonerze więcej, niż możemy od niego samego się dowiedzieć. To, co mnie urzeka w ludziach pasji, to właśnie szalenie indywidualny kod wynikający z wewnętrznego klucza estetycznego, z przemyśleń. Nie sposób namówić pasjonata na kupno takiego, a nie innego dzieła. Wybory kolekcjonerskie zawsze zaskakują. Tak jak źródła tej pasji i przyczyny powstawania kolekcji. Jest to tajemnica, która uskrzydla również artystów. Ponieważ sztuka to ich język komunikacji ze światem – jeśli znajdą się rozmówcy, to warto tworzyć.

Czy ci wielcy kolekcjonerzy, kupując prace, kierowali się wątkiem inwestycyjnym, myśleli o zarobku?

Pierwsze prace, zwykle tak twierdzą kolekcjonerzy, są decyzjami emocjonalnymi, czasem jest to prosta potrzeba dekoracji swojego otoczenia lub scheda po rodzicach czy dziadkach. Jeśli mamy do czynienia z prawdziwym materiałem na kolekcjonera, tym bardziej jeśli ta świadomość przychodzi na etapie życia dojrzałego, to emocją jest pierwsze doświadczenie sztuki. Spotkanie z dziełem sam na sam – kiedy ono do nas coś mówi. Niektórzy określają to jak „grom z jasnego nieba”. Nagle rozumiemy przekaz i to daje uczucie euforii. Kolekcjonerskie decyzje zakupowe są jednak wynikiem, czasami wręcz zegarmistrzowskiej, analizy dorobku artysty na osi czasu. Często słabość do konkretnego artysty zostaje, ale też skupienie na twórczości jest tu i teraz, aby później przejść na kolejną historię i kolejne nazwisko. Jak czytanie książek. To przywilej móc obserwować ten proces i współtworzyć efekt końcowy, jakim jest budująca się kolekcja.

Czy kolekcjonerzy są w stanie wycenić swoje zbiory? Jeden z nich powiedział mi, że jest to niemożliwe, obraz jest tyle wart, za ile znajdzie się kupiec. Można oczywiście oszacować, ale rynek i tak to zweryfikuje.

Świadomi kolekcjonerzy zdecydowanie mają wiedzę na temat wartości ich kolekcji i jej potencjału. A na pewno patrzą szeroko, bez granic – przecież chodzi o pasję. Więc też sami, swoimi zaskakującymi decyzjami zakupowymi czy wyrazistą osobowością wpływają pośrednio na wartość dzieł osobno i kolekcji jako całości. Świadomy kolekcjoner wie, że bieżąca wartość finansowa jego kolekcji zupełnie nie dorównuje jej wartości ponadczasowej. Różne są drogi tworzenia wielkich kolekcji. Oprócz wielkich pieniędzy mamy na kolekcjonerskim rynku sztuki do czynienia ze swoistym barterem, kiedy talenty wzajemnie się wspierają i uzupełniają. Dotyczy to kolekcji samych artystów wymieniających się z innymi swoimi pracami.

Taka prezentacja to również edukacja, u nas wciąż niezwykle istotna?

Kolekcjonowania nie można się po prostu nauczyć. Dobry odbiorca sztuki to taki, który najzwyczajniej żyje sztuką – czyli czerpie z różnych form kultury i rozwija się wewnętrznie, obserwuje. Słowo „edukacja” kojarzy się nieuchronnie ze szkołą i jej niekomfortowym układem nauczyciel – uczeń. A w przypadku sztuki mamy do czynienia z najpiękniejszą formą demokracji. Chodzi o energię, jaka tworzy się między dziełem a odbiorcą. Na początku potrzebne są serce, oko i czas. Najważniejsze jest uwrażliwienie na to, co wokół nas. Za wrażliwością, jak twierdził prof. Józef Hałas, idzie świadomość, a to jest klucz zarówno do opisania świata językiem sztuki, jak i rozumienia tego języka w swój niepowtarzalny, indywidualny sposób. Potrzebujemy piękna. Ale też swoistego komentarza do sytuacji, jakie współtworzymy, do życia. Nie ma bardziej uniwersalnego języka niż język sztuki współczesnej. Artyści są jak najczulsze instrumenty, a my jesteśmy ich inspiracją, bodźcem dla sztuki współczesnej. To nieustanna gra. Nawzajem siebie stymulujemy, wkręcamy.

Program „Małe Wielkie Kolekcje” umożliwia poznanie różnych dróg prowadzących do kolekcjonerstwa, pozwala odkrywać sztukę poprzez doświadczanie fascynacji i pasji innych kolekcjonerów, otwiera możliwość do poznania siebie i być może rozpoczęcie przygody własnej ze sztuką.

Wiele prestiżowych muzeów na świecie powstało dzięki przekazaniu prywatnych zbiorów, np. MoMA czy Guggenheim w Nowym Jorku. Czy u nas są chętni na taki gest, niektórzy oddają swoje obrazy do muzealnego depozytu.

Jest to cel wielkich kolekcji i wielkich kolekcjonerów – obecność w najważniejszych muzeach świata lub ich współtworzenie jako usankcjonowanie trudu, chęć podzielenia się pasją, odpowiedzialność za kulturę w ogóle. To buduje wartość kolekcji i potwierdza wyjątkowość kolekcjonera. I na odwrót – bez kolekcjonerów wielkie muzea nie miałyby takich możliwości. Nie tylko ze względu na niewystarczające zasoby finansowe – tu chodzi o uważność i o szczególnego rodzaju talent do wychwytywania najlepszych zjawisk w sztuce. Często też wartość kolekcji jako całości – zestawienie dzieł ze sobą – to jest historyczny, unikatowy ślad, który rozproszony, straci na mocy przekazu. Prawdziwy kolekcjoner chce, aby ten ślad historii przetrwał. I to jest bezcenne. Tak było w przypadku Mariusza Hermansdorfera. Historyk sztuki w trakcie swojego ponadtrzydziestoletniego dyrektorowania Muzeum Narodowemu we Wrocławiu stworzył imponującą, znaną w świecie, kolekcję polskiej sztuki współczesnej, a na zakończenie pracy zostawił perełkę – podarował Muzeum połowę swojej kolekcji – czyli 150 prac artystów takich jak Stażewski, Winiarski, Nowosielski, Tarasin, Rosołowicz, Hasior, Lebenstain czy Hałas, z którymi przyjaźnił się, których wspierał. Natomiast Bożena Kowalska, historyk i teoretyk sztuki, autorka ok. 30 książek o sztuce, wielu monografii i artykułów, w swojej historii zbudowała trzy kolekcje nurtu geometrii, które głównie były pokłosiem 36 plenerów malarskich. Te kolekcje najpierw były lokowane w Orońsku, aby później znaleźć się w Radomskiej Elektrowni, jak również w muzeum w Chełmie, gdzie można podziwiać doskonałą międzynarodową kolekcję ponad 1500 prac. Zbudowanie tych zbiorów trwało 29 lat. Z polskich nazwisk najbliżsi jej byli Opałka, Stażewski, Fangor, Koji Kamoji, Sosnowski, Krasiński, Kałucki. Pamiętajmy, że dobry kolekcjoner, tak jak ekspert, poprzez aktywny odbiór, dyskusję, wspiera i motywuje artystę w jego rozwoju. W przypadku krytyków sztuki – poziom eksperckiego wsparcia i czułego oka jest nie do przecenienia. Dotyczy to też największych nazwisk.

Niedawno dzieła z „Grupy mutantów” Magdaleny Abakanowicz, pokazywane wcześniej podczas Warszawskich Targów Sztuki w Zamku Królewskim, trafiły do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Dzięki pani pomocy w zorganizowaniu tego pokazu około 10 tysięcy osób przez niecałe trzy dni mogło obejrzeć rzeźby tej ciągle u nas nie do końca docenianej artystki. Abakanowicz zależało, żeby jej prace „żyły” wśród ludzi…

Magdalena Abakanowicz, według świadectwa najbliższych, zawsze chciała być ze swoimi rzeźbami między ludźmi, a wrocławskie Muzeum Narodowe zachowało się jak wytrawny kolekcjoner, który zawsze chce być krok przed innymi. Abakanowicz to jedno z najbardziej niezwykłych zjawisk w sztuce polskiej. Jej twórczość rozumiana jako ślad człowieka na ziemi, zaznaczenie jego indywidualności, jest uniwersalna i na wskroś poruszająca. Hermansdorfer w MN Wrocław stworzył największą kolekcję prac Abakanowicz na świecie, przy okazji warto wspomnieć, że Studio Abakanowicz to kilka osób najbliżej artystki: Magda Grabowska, Stefa Zgudka czy Tomek Piątkowski – marzenie artysty, czyli 30 czy ponad 50 lat – wspólnej, codziennej pracy przy tworzeniu gigantycznych czasem dzieł, trudu podróży przy ich prezentowaniu na świecie. Dzięki współpracy z Mariuszem Hermansdorferem i Studiem Abakanowicz miałam zaszczyt osobiście doświadczyć poziomu świadomości jej twórczości na Memoriale zorganizowanym w hołdzie dla Magdaleny Abakanowicz w MoMA w NYC, w lutym br. Odbierana w świecie sztuki jako tytan pracy i geniusz rzeźby, jako znak czasu, ponad granicami, jest niepodważalną wartością zarówno dla krytyków i historyków sztuki, jak i dla największych galerii i kolekcjonerów świata, którzy ten fakt potwierdzili swoją obecnością czy współpracą, oddając hołd artystce.

Rz: Czy jest jedna obowiązująca definicja – kolekcji sztuki? Jak rozróżnić małą od dużej? Czy pod uwagę brana jest przede wszystkim ilość obiektów?

Magdalena Mielnicka: Projekt „Małe Wielkie Kolekcje” odnosi się nie do ilości dzieł w kolekcji, ale raczej do znaczenia poszczególnych jej elementów, jak i do samego właściciela, jego osobistej drogi i motywów założenia kolekcji sztuki. Na pewno należy rozumieć kolekcję sztuki jako spójną unikatową grupę, jednak już kilka wyjątkowych dzieł może razem tworzyć niezwykłą historię, stanowić kolekcję w pełnym znaczeniu tego słowa. Projekt „Małe Wielkie Kolekcje” rozpoczęliśmy od prezentacji zbiorów ludzi zajmujących się sztuką zawodowo, ekspertów, aby w kolejnych etapach móc obserwować dorobek prywatnych kolekcjonerów, m.in. kolekcję malarstwa holenderskiego XVIII i XIX w. Wojciecha Najwera, zaskakującą kolekcję majolik Wojciecha Kowalskiego czy właśnie odkrywaną zachwycającą w narracji i naznaczoną osobowością właściciela kolekcję sztuki XX w. (od Wojtkiewicza do Wróblewskiego) Jerzego Stelmacha – to pierwsze z listy nazwisk ludzi, którzy swoją pasją i konsekwencją wprawiają w zdumienie.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Bezpieczna przystań, czyli po co oszczędzać w złocie
Portfel inwestycyjny
Inflacja uderzyła w oprocentowanie obligacji skarbowych. Jak nie stracić?
Portfel inwestycyjny
Centra usług: szlifujący się diament
Portfel inwestycyjny
Inwestorzy w oczekiwaniu na obniżki stóp procentowych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Portfel inwestycyjny
Przy wysokim wzroście płac w 2024 r. oszczędności Polaków mogą dalej rosnąć